Thursday, January 29, 2015

W kolorze ochry, czyli prowansalskie Colorado, cz. 2

Opuściłyśmy Rustrel bez grosza przy duszy i po przyjeździe na miejsce zostawiłyśmy samochód na jedynym, płatnym parkingu. Nikogo nie było w zasięgu wzroku, więc postanowiłyśmy zaryzykować i martwić się opłatą parkingową po powrocie.

Wszyscy nas ostrzegali, że wybierając się do krainy ochry musimy założyć jakieś mocne buty, które dobrze ochronią nogi przed zabarwieniem na wszystkie odcienie żółci, różu i pomarańczy.  Nie miałyśmy ze sobą takiego obuwia i uznałyśmy, że i tak łatwiej jest umyć sandały i nogi. Wyruszyłyśmy na wędrówkę najkrótszym z trzech dostępnych szlaków, gdyż zostało już niewiele czasu do zachodu słońca. 
















Oprócz nas włóczyło się tam jeszcze kilka osób, także mogłyśmy bez problemu rozkoszować się wspaniałymi widokami, ciszą i spokojem.

Po powrocie na parking okazało się, że nie ma tam żywej duszy i mogłyśmy spokojnie odjechać.  Widocznie nikomu nie opłacało się siedzieć  cały dzień, żeby zainkasować opłatę od kilku zabłąkanych turystów.

Słońce chyliło się ku zachodowi, a nam burczało w brzuchach i wyruszyłyśmy w drogę powrotną do Puyricard.  Czekało nas jeszcze tego wieczoru wielkie szorowanie :-)

Luberon o zachodzie słońca






No comments:

Post a Comment