Thursday, January 29, 2015

W kolorze ochry, czyli prowansalskie Colorado, cz. 2

Opuściłyśmy Rustrel bez grosza przy duszy i po przyjeździe na miejsce zostawiłyśmy samochód na jedynym, płatnym parkingu. Nikogo nie było w zasięgu wzroku, więc postanowiłyśmy zaryzykować i martwić się opłatą parkingową po powrocie.

Wszyscy nas ostrzegali, że wybierając się do krainy ochry musimy założyć jakieś mocne buty, które dobrze ochronią nogi przed zabarwieniem na wszystkie odcienie żółci, różu i pomarańczy.  Nie miałyśmy ze sobą takiego obuwia i uznałyśmy, że i tak łatwiej jest umyć sandały i nogi. Wyruszyłyśmy na wędrówkę najkrótszym z trzech dostępnych szlaków, gdyż zostało już niewiele czasu do zachodu słońca. 
















Oprócz nas włóczyło się tam jeszcze kilka osób, także mogłyśmy bez problemu rozkoszować się wspaniałymi widokami, ciszą i spokojem.

Po powrocie na parking okazało się, że nie ma tam żywej duszy i mogłyśmy spokojnie odjechać.  Widocznie nikomu nie opłacało się siedzieć  cały dzień, żeby zainkasować opłatę od kilku zabłąkanych turystów.

Słońce chyliło się ku zachodowi, a nam burczało w brzuchach i wyruszyłyśmy w drogę powrotną do Puyricard.  Czekało nas jeszcze tego wieczoru wielkie szorowanie :-)

Luberon o zachodzie słońca






Sunday, January 25, 2015

W kolorze ochry czyli prowansalskie Colorado, cz. 1

Roussillon, miasteczko w 17 odcieniach ochry

Jednym z najciekawszych miejsc w Parku Narodowym Luberon jest miasteczko Rousillon i jego okolice.  Zbliżając się do Rousillon widzimy jak zmienia się krajobraz i świat wokół nas nabiera innej barwy. Pola, klify i wzgórza stają się intensywnie żółto-pomarańczowo-czerwone. Ich kolor pochodzi od dużej zawartości ochry, naturalnego barwnika, kiedyś powszechnie używanego do produkcji farb.  Kolor domów w miasteczku nie pozostawia żadnych wątpliwości jakiego pigmentu użyto do ich pomalowania.





Kiedy kilka lat temu zajrzałam do Roussillon w sezonie letnim ... uciekłam zanim zdążyłam cokolwiek zobaczyć. Był tam taki tłum turystów, że straciłam wszelką ochotę na spacer uliczkami tego kolorowego, słonecznego miasteczka.  W październiku było zupełnie inaczej.
Nieliczni zwiedzający rozproszeni po wielu uroczych zakątkach nie przeszkadzali sobie nawzajem.  Niespiesznie podążałyśmy z Anią wąskimi uliczkami zaglądając  to  tu  to tam. 


W tym sklepiku można kupić bardzo ładne pamiątki prowansalskie.



Stare drzwi w nowej odsłonie pobudzają naszą wyobraźnię i przenoszą na chwilę w czasy antyczne.



Tu sklepik, tam galeria - każdy znajdzie dla siebie coś ciekawego.  



W kafejce obok merostwa serwują pyszną kawę.  Dla mnie espresso  jest za mocne i we Francji zawsze zamawiam café allongé, kawę przedłużoną. 



Oleandry jeszcze kwitną, chociaż już nie tak obficie jak na wiosnę i w lecie





Z niektórych miejsc roztacza się piękny widok na okolicę.




W tym pięknym zaułku natknęłyśmy się na galerię malarki, Marjolene Lasne.


Marjolene z wykształcenia jest architektką ale  kilka lat temu całkowicie poświęciła się malarstwu. Okazała się przemiłą osobą, która chętnie wdała się w pogawędkę z Anią. 
Ja byłam raczej biernym słuchaczem i obserwatorem, gdyż mój francuski jest zbyt ubogi 
i nie pozwala uczestniczyć w prawdziwej dyskusji.  
Jedwabne szale Marjolene są niezwykle barwne i często przedstawiają scenki z życia i pejzaż prowansalski. Jedwab sprowadza z Lyonu, słynącego z jego produkcji. Najróżniejsze odcienie ochry są wszechobecne w jej malarstwie.  Szala z jedwabiu ani obrazu nie mogłam sobie kupić, ale za to na ścianie mojego salonu wisi teraz piękny plakat reklamujący wystawę prac artystki. Zapraszam zainteresowanych na stronę Marjolene: 
www.marjolene-lasne.fr  .  



Rustrel - ostatni przystanek przed Colorado de Provence


Rustrel to maleńka wioska, z której prowadzi droga bezpośrednio do Colorado de Provence.
Jest tak niewielka, że nie ma tam nawet bankomatu.  W Roussillon zupełnie zapomniałyśmy, że skończyła nam się gotówka i miałyśmy nadzieję, że znajdziemy bankomat w Rustrel, ale nadzieja okazała się płonna. W ten sposób w środku dnia znalazłyśmy się bez grosza przy duszy.  Z tego powodu Ania nie mogła kupić pięknych guzików ceramicznych, robionych przez lokalną artystkę.



Prosto z Rustrel pojechałyśmy do królestwa ochry,  ale o tym już następnym razem.


Friday, January 16, 2015

Miejsca, które trzeba zobaczyć


Podróżując po departamencie Vaucluse, obejmującego region Luberon, co kilka kilometrów trafia się na urokliwe miasteczko, w którym wcale człowiek nie miał zamiaru się zatrzymać, ale jak tu się nie zatrzymać widząc te czarowne zakątki, uliczki pnące się w górę i po chwili opadające w dół, roślinki wyrastające poziomo spomiędzy kamieni, z których zbudowano dom, klimatyczne, kolorowe sklepiki, piękne galerie, cudowne widoki na okolicę. Bardzo lubię siadać przy stoliku na zewnątrz kafejki i obserwować jak toczy się życie mieszkańców i jak zachowują się turyści. Mieszkańcy odnoszą się do siebie bardzo przyjaźnie, żartują, śmieją się, żarliwie dyskutują.  Starsi panowie przesiadują przy stolikach kawiarnianych godzinami i także prowadzą obserwacje, od czasu do czasu zamieniając słowo z kelnerem lub znajomym przechodniem. Niektórzy przyjezdni są bardzo zaabsorbowani mapą lub przewodnikiem i z wielkim zainteresowaniem oglądają wszystkie zabytki, inni skupiają się na pilnowaniu wszędobylskich, rozbieganych maluchów, bądź szukają wytchnienia w cieniu platana i spragnieni piją piwo, wodę lub colę.  Francuzi są zwykle dyskretni i skupieni, Amerykanie barwni i głośni, Holendrzy docierają tam, gdzie nie ma żadnych innych cudzoziemców, (oprócz nas, rzecz jasna :-) )
Na naszej trasie kilkakrotnie znalazło się Gordes, Bonnieux i Lourmarin.  Raz zawitałyśmy nieprzypadkowo w Fontaine-de-Vaucluse.


Gordes

Gordes to bardzo piękna miejscowość, sklasyfikowana jako jedna z "Les Plus Beaux Villages de France", będąca miejscem wypoczynku artystów, ludzi filmu i mediów. To tutaj kręcono niektóre sceny do filmu "Dobry rok" z Russelem Crowe i Marion Cotillard.  W lecie są tu niestety straszne tłumy i dlatego najprzyjemniej można spędzić czas w Gordes na wiosnę lub w jesieni.

Gordes - kamienne domy skąpane w zieleni
(lipiec 2009)




Sklepik z lokalnymi produktami
(październik 2014)




Kamienne domy w świetle zachodzącego słońca przybierają kolor pomarańczowy


Bonnieux

Bonnieux jes położone na wąskim i stromym grzbiecie góry i na jego szczycie króluje mały dwunastowieczny kościół, do którego prowadzi 86 kamiennych schodów. Tradycyjnie spacer po miasteczku zaczęłyśmy od filiżanki kawy.  Była pora lunchu i niestety nie udało nam sie wejść do żadnej z miejscowych galerii.  Szkoda, bo wyglądały zachęcająco.



Pniemy się na szczyt ...



Gościu, usiądź pod cedrem


"Eglise Haute" z XII wieku



Cedrowe szyszki

Olejek i orzeszki cedrowe mają silne właściwości lecznicze i są stosowane w przemyśle farmaceutycznym i kosmetycznym.  Wprawdzie artykuł, który czytałam dotyczył cedrów syberyjskich, ale myślę, że te prowansalskie mają podobne walory.  Niedaleko Bonnieux znajduje się las cedrowy, ale tam nie udało nam się dotrzeć.

Malowniczy krajobraz podczas drogi na dół


Czyż cedr nie jest intrygujący ?




Widok na dolną część Bonnieux, "nowy" kościół i okolicę


Lourmarin


O Lourmarin pisałam już wcześniej, przy okazji podróży czerwcowej.  To ładne miasteczko ma zupełnie inne położenie niż Gordes i Bonnieux i znacznie nowocześniejszy charakter, ale jego malutka starówka, liczne kafejki, urocze galerie i sklepiki  przyciągają wielu turystów. Lourmarin leży w dolinie, w sezonie jest pełne życia i obcokrajowców, którzy okupują restauracyjne i kawiarniane ogródki od rana do nocy. Trochę na uboczu stoi zamek pochodzący z XV i XVI wieku, na którym organizowane są koncerty muzyczne.  W każdy piątek w miasteczku odbywa się duży targ.
Ogromnie spodobały mi się tamtejsze szyldy i pomysły miejscowych rzemieślników.



Właściciel tego sklepu sam przerabia stare doniczki na lampki.  Poza sezonem jeździ po całej Francji w poszukiwaniu odpowiednich, oryginalnych naczyń.







Fontaine-de-Vaucluse

Podczas żadnej z poprzednich wizyt w Prowansji nie byłam w Fontaine-de-Vaucluse.  Wiele osób mówiło mi jednak, że jest to fantastyczne miejsce.  Wreszcie pewnego październikowego wieczoru dotarłyśmy tam z Anią. Było już dość późno ale zdążyłyśmy pospacerować wzdłuż niezwykle malowniczej rzeki i zajrzeć do kilku sklepików. Rzeka właśnie wyróżnia Fontaine spośród innych miasteczek, które widziałyśmy. Fontaine jest położone w dolinie, u stóp wysokich skał.  Rzeka płynie gwałtownym strumieniem z góry, mijając po drodze małe tamy i koła młyńskie.  Wzdłuż obu brzegów rosną piękne drzewa i pochylają się nad nią malowniczo. Źródło, z którego wypływa, tworząc efektowny zbiornik wodny, jest bardzo głębokie i do tej pory nie do końca zbadane.
Po drodze do Fontaine-de-Vaucluse natknęłyśmy się na wysoki, dziewiętnastowieczny akwedukt de Galas.

Akwedukt de Galas


W jednym ze sklepików oferowano w nietypowej formie najróżniejsze likiery



Wzdłuż rzeki rozlokowali się właściciele restauracji


Centrum miasteczka



Ruiny zamku w ostatnich promieniach zachodzącego słońca






W Fontaine nie było żadnych wątpliwości co do pory roku ...








Fontaine-de-Vaucluse to bez wątpienia miejsce wyjątkowe i unikatowe.  Jednak okazało się, że zbyt wielu turystów i brak restrykcyjnej polityki dotyczącej charakteru zabudowy, spowodowały, że podczas spaceru wzdłuż rzeki co chwilę napotykamy niezwykle brzydkie , niemal prowizoryczne budynki restauracyjne, które ogromnie psują ogólne wrażenie.  Aż trudno było mi uwierzyć, że to ciągle moja piękna i zadbana Prowansja.  Wolałam nie uwieczniać tych miejsc na zdjęciach.