Czuję się trochę nieswojo wracając do pisania po półtorarocznej przerwie ... Nie będę się tłumaczyć. Czasem tak bywa ...
Ostatnio pisałam o Dordogne, moim miejscu na ziemi, i obiecywałam dalsze odcinki. Będą, ale trochę później. Teraz chciałabym napisać o mojej ostatniej wyprawie, czyli powrocie po latach do Toskanii. O Toskanii napisano już właściwie wszystko a na pewno bardzo dużo. Może to co ja mam do powiedzenia będzie tylko powtórzeniem, a może jednak znajdziecie tu coś co Was zainteresuje, zainspiruje lub na chwilę przeniesie w trochę inny świat.
O powrocie do Toskanii myślałam już od dłuższego czasu. Wstępnie planowałam wyjazd w czerwcu, ale dopiero pod koniec czerwca mogłam zająć się organizacją. Na początku lipca kupiłam w tanich liniach 2 bilety do Pizy na drugą połowę września dla mnie i mojej przyjaciółki od kołyski, Gośki. Zarezerwowałam 4 miejsca noclegowe (w Pizie, koło Sieny, w Montepulciano i niedaleko Florencji. Na lotnisku wypożyczyłyśmy mały samochodzik, który przez tydzień znakomicie nam służył i ani razu nie sprawił zawodu. Do hotelu San Tommaso dotarłyśmy około północy. Nasz pokoik znajdował się na samej górze i musiałyśmy się tam wspinać z walizkami po schodach, bo w starej kamienicy nie było windy. Nie stanowiło to problemu, ponieważ budynek nie był wysoki. Niemiłą niespodzianką był brak okna w pokoju (było tam tylko na stałe zasłonięte i zamknięte okno dachowe). Brak klamki w łazience od strony wewnętrznej nas tylko rozbawił. Hotelik ma 3 gwiazdki, ale myślę, że zawdzięcza je wyłącznie lokalizacji. Podczas krótkiego, nocnego spaceru okazało się, że jesteśmy zaledwie jakieś 250 m od Campo dei Miracoli, czyli największej atrakcji Pizy, placu, na którym znajduje się najsłynniejsza krzywa wieża świata. Krzywa wieża to dzwonnica katedry Santa Maria Maggiore. Oprócz nich na Placu Cudów znajduje się jeszcze ogromne baptysterium. W nocy na placu było zupełnie pusto, tylko my i trzy wspaniałe budowle. Ta jedyna noc w Pizie była dla nas dość krótka. Rano, po mizernym śniadaniu hotelowym, wyruszyłyśmy na zwiedzanie miasta. 20 września dzień był piękny i słoneczny. Na Placu Cudów czekały już na nas tłumy turystów ...
Campo (zwane również Piazzą) dei Miracoli (Plac lub Pole Cudów)
Katedra Santa Maria Maggiore
Dzwonnica (po włosku campanila) , czyli słynna Krzywa Wieża
Baptysterium
Z Placu Cudów, malowniczą uliczką, udałyśmy się w stronę rzeki Arno, żeby zobaczyć trochę inną część Pizy. Ten spacer okazał się dla mnie niefortunny, gdyż dałam się okraść ulicznemu handlarzowi, kiedy robiłam zdjęcie smakowitych crostini, wabiących klientów do jednej z restauracji.
Powiem szczerze, że to wydarzenie skutecznie zepsuło mi humor na cały dzień. Na szczęście w wyciągniętym z plecaka portfelu nie miałam całej gotówki ani kart kredytowych. Nie jest to jednak przyjemne uczucie i wszystkich uczulam, że takie rzeczy się zdarzają i nie można spuszczać z oczu torebek i plecaków, kiedy otaczają nas tłumy ludzi.
Po krótkiej przerwie na łyk wody i opanowanie emocji kontynuowałyśmy spacer po urokliwej Starówce. Nasz wzrok co chwilę przyciągał jakiś ciekawy element dekoracji, piękna architektura a nawet wspaniałe warzywa na małym, lokalnym targu w sercu miasta.
Nadrzeczna część miasta okazała się bardzo malownicza. Chmurki i piękna zabudowa odbijające się w wodach Arno wyglądały fantastycznie. Spędziłyśmy tam dobrą chwilę, gdyż ja nie mogłam przestać robić zdjęć ...
Znad rzeki, nieco szybszym krokiem, poszłyśmy prosto do samochodu, żeby wyruszyć nad morze. Gośka miała nadzieję się wykąpać. A tego dnia jeszcze musiałyśmy dotrzeć do Quercegrossy, położonej w okolicach Sieny, a to oznaczało pokonanie ponad 200 kilometrów wąskimi drogami. Dość szybko udało nam się dotrzeć do Mariny di Pisa, która okazała się o tej porze roku cicha i spokojna, prawie bezludna. Tam zjadłyśmy lunch (pyszne kanapki z różnymi pastami, wędliną i warzywami).
Było bardzo wietrznie, więc kąpiel nie doszła do skutku i skończyło się na spacerze.
Obdarzyłyśmy pełnym zaufaniem nasz GPS i wyruszyłyśmy w dalszą drogę. Postanowiłam nigdzie się nie zatrzymywać i dotrzeć do celu na 19. Niestety w praktyce okazało się to znacznie trudniejsze... Skomplikowany adres hotelu, który wprowadziłam do systemu spowodował, że o 19.30 znalazłyśmy się jakieś 20 kilometrów od naszego miejsca noclegowego, nie mając pojęcia w którą stronę się kierować ... W takiej sytuacji mogą pomóc wyłącznie dobrzy ludzie. Podjechałyśmy do stojącej przy drodze pizzerii i tam przemiły Włoch, mówiący dobrze po angielsku, zadzwonił do naszego hotelu, dopytał się o drogę z punktu, w którym się zatrzymałyśmy i dokładnie wytłumaczył nam jak dojechać. Poczułyśmy wielką ulgę i ... głód. Skusiłyśmy się na pizzę, która okazała się przepyszna. Na koniec tego pełnego wrażeń dnia, zmęczone, najedzone i zadowolone, w ładnym i wygodnym pokoju hotelowym otworzyłyśmy butelkę kupionego po drodze białego wina ...
Ciąg dalszy nastąpi ...
Piękne zdjecia i wskazówki dla tych co sie tam wybierają. Czekamy na ciąg dalszy ...
ReplyDeleteDzięki!
DeletePrzeczytałam i obejrzałam, przyda się, dzięki
ReplyDeleteDziękuję :)
Delete