Saturday, February 21, 2015

Jeszcze nie nadszedł czas rozstania z Prowansją ...

Październikowy pobyt w Prowansji był tak intensywny, że nie mogę jeszcze rozstać się z tym jakże pięknym regionem Francji.  Nie potrafię nie podzielić się wrażeniami i zdjęciami z kilku miejsc, które ogromnie mi się podobały.  Jednym z nich jest Forcalquier, o którym pisałam w związku z odbywającym się tam w poniedziałki wielkim targiem.  Oprócz tej barwnej imprezy ciekawe jest również samo miasteczko, położone wysoko w górach, z pięknym widokiem na okolicę.



Reklama typowego prowansalskiego napitku anyżowego - pastisu


Ach te widoki ...






Uroczy zakątek



Podczas wędrówki po miasteczku zdążyłyśmy solidnie zgłodnieć.  W związku z tym uraczyłyśmy się pyszną tartą z porem i papryką oferowaną przez młodą producentkę z obwoźnego stoiska.  Znakomita kawa wypita w jednej z licznych kawiarenek pozwoliła nam odzyskać siły i wyruszyć w dalszą drogę.

Kolejnym miejscem, które mnie zachwyciło, było Lurs.  O Lurs dowiedziałyśmy się będąc na Migdałowym Święcie w Oraison.  Wizytę w miasteczku oraz w klasztorze w Ganagobie zarekomendował miły starszy pan, który tak jak my wyjadał migdały  podrzucane co parę minut przez mężczyzn obsługujących ogromnego "dziadka do orzechów". 
Droga z Oraison do Lurs biegła wzdłuż gajów oliwnych i doliny rzeki Durance i była tak malownicza, że postanowiłyśmy się na chwilę zatrzymać, powdychać czyste powietrze i nasycić oczy cudownymi widokami.  Droga była strasznie wąska i miałyśmy nadzieję, że nie będzie jechał żaden samochód, ponieważ nie dałby rady ominąć naszego auta.  Na szczęście nikt nie nadjechał. Mogłyśmy spokojnie rozkoszować się panującą wokół ciszą i pięknym krajobrazem.




Po przyjeździe do Lurs okazało się, że starszy pan miał rację polecając to mini miasteczko. Lurs jest tak ładne, że przyciąga ludzi ze świata, którzy wykupują stare domy i je restaurują, Jedną z takich nowych mieszkanek okazała się właścicielka galerii sztuki z Manhattanu.  My mogłyśmy tylko patrzeć i podziwiać.  W Lurs znajduje się kafejka z ogródkiem, położonym na wspaniałym tarasie widokowym.  Roztaczająca się stamtąd panorama sprawia, że kawa staje się jeszcze smaczniejsza niż zwykle.







Dolina rzeki Durance





W odległości 11 kilometrów od Lurs, w Ganagobie, w maleńkim klasztorze żyje około 30 mnichów, którzy zajmują się uprawą lawendy, oliwek i warzyw oraz pszczelarstwem.  Robią też wspaniałe bukiety, którymi ozdabiają wnętrze małego kościółka.

Ule na polu lawendy




Wejście do kościoła




Widok na dolinę rzeki Durance z terenu przyklasztornego


W październiku wszystkie te miejsca emanują ciszą i spokojem, co dla mnie stanowi wielki atut.  Nie najlepiej znoszę ścisk, zgiełk i upał, jeśli dotykają mnie na co dzień.  Wczesna jesień i wiosna to czas, kiedy naprawdę można rozkoszować się widokiem i atmosferą miejsca bez pośpiechu i stresu.

Ostatnią miejscowością, o której chcę dzisiaj wspomnieć jest Saint-Remy de Provence. Tutaj urodził się słynny Nostradamus, lekarz i astrolog; przebywał Charles Gounod, przygotowując się do napisania opery "Mireille", opartej na poemacie Frederica Mistrala, najbardziej znanego poety prowansalskiego.  Vincent van Gogh spędził tu ostatni rok przed śmiercią w szpitalu dla psychicznie chorych, gdzie znalazł się na własną prośbę.  W ciągu tego roku namalował 150 obrazów.  Był zachwycony wyjątkowym światłem i niezwykłym krajobrazem.
W Saint-Remy można przejść się tak zwanym szlakiem "Van Gogha", przy którym zaznaczono miejsca, w których mistrz malował.  Niestety niewiele z nich wygląda tak samo jak ponad 120 lat temu i wysoki mur nie pozwala zbyt wiele zobaczyć.
Poza tym Saint-Remy to typowe, urocze prowansalskie miasteczko z wąskimi uliczkami, czarującymi butikami i licznymi knajpkami.  Można tam spokojnie spędzić kilka godzin włócząc się po ciekawych zakątkach.  W ciągu roku w mieście odbywa się wiele interesujących imprez.  1 maja jest to pchli targ oraz targ koni i osłów a w Zielone Świątki przez miasto maszerują owce wyprowadzane na górskie pastwiska. To musi być cudowne widowisko :-) Od maja do października pod gołym niebem odbywają się targi sztuki współczesnej. Lipiec, sierpień i dwa pierwsze tygodnie września to czas, kiedy w każdy wtorkowy wieczór można podziwiać piękne wyroby rzemieślnicze.  I tak każdy znajdzie tu coś ciekawego dla siebie.



Roślina, której nazwy nie udało mi się ustalić.  Bardzo spodobała mi się kolorystyka owoców.  Może któryś z moich czytelników wie co to jest?


Kapelusze na drzewie to reklama małej knajki :-)


Te cuda mogłam sfotografować tylko przez szybę z powodu pory lunchu.  To nie są bynajmniej słodkości lecz kozie serki :-)  Ładne, prawda?


Bistrot de Marie (niestety jeszcze zamnięte)



Uroczy butik prowansalski


Lawendowe poduszeczki


I tu się kończy przedostatni odcinek serialu o Prowansji.  Za kilka dni odcinek finałowy, opisujący miejsce niezwykłe i piękne, łączące w sobie urodę natury i piękno będące dziełem człowieka.  

Miłej lektury!




 





No comments:

Post a Comment