Thursday, February 26, 2015

Wino i sztuka - cudowny dzień w Chateau La Coste / Wine & Art - A Lovely Day at Chateau La Coste część 1 / part 1

WINO / WINE



A Summary for My International Followers

Chateau La Coste is a vineyard situated a few kilometers away from Aix-en-Provence. Although there are a lot of vineyards in the region, Chateau La Coste is not one of many. It is very exceptional. It is not just a place where they grow grapes and make good wine. Sure it is a place where you can see how wine is made, but above all it is a place where you can meet Art.  The owner of Chateau La Coste invited some great architects and artists to design and make several wonderful architectural objects, sculptures and installations that are spread around the area of the vineyard.  That is what makes Chateau La Coste extremely beautiful, interesting and special.
In this post I'm going to write more about visiting the wine making facility, and the next one will be focused on the Art.



Chateau La Coste to winnica położona niedaleko Aix-en-Provence.  Ale nie można o niej powiedzieć, że jest jedną z wielu winnic w okolicy.  To prawda, że przybytków poświęconych Dionizosowi jest w tym regionie ogrom, ale Chateau La Coste to miejsce wyjątkowe. Jej właścicielowi udało się zaprosić do współpracy wybitnych architektów i artystów, którzy na rozległym terenie winnicy stworzyli dzieła sprawiające, że jeden dzień to za mało, żeby wszystko poznać i nasycić oczy i duszę otaczającym nas pięknem.  
Ja o Chateau La Coste słyszałam już wcześniej i jej odwiedzenie polecało mi kilka osób, ale jakoś przed październikiem 2014 nie udało mi się tam dotrzeć.  Zresztą po sprawdzeniu cen biletów wstępu zastanawiałyśmy się z Anią czy na pewno warto wydać te 30 euro na głowę, ale na szczęście podjęłyśmy właściwą decyzję.  Spędziłyśmy tam jeden niezapomniany dzień i marzymy o tym, żeby wrócić jak najszybciej.  

Pierwsza część wizyty związana była z produkcją wina w połączeniu z degustacją.  Ale już mówiąc o samym przyjeździe do Chateau La Coste nie sposób nie wspomnieć o przepięknym kompleksie recepcyjnym, zaprojektowanym przez Tadao Ando, jednego z najbardziej kreatywnych współczesnych architektów na świecie.  Zachwyca on nowoczesną architekturą o prostych liniach i pięknie harmonizuje z otaczającymi go rzędami krzewów winogronowych.  Parking jest inteligentnie ukryty pod zbiornikiem wody i chroni samochody przed upalnym słońcem.




Po przyjeździe kupiłyśmy bilety wstępu pozwalające na zwiedzanie winnicy z przewodnikiem.  Do rozpoczęcia pierwszej, "winnej" wycieczki zostało nam trochę czasu, pogoda była jak marzenie a za drzewami wypatrzyłyśmy uroczą tawernę z ogródkiem.  



Usiadłyśmy przy jednym ze stolików i niestety nie skończyło się na kawie ....  Skusiłyśmy się na tartę, na wspomnienie której nawet teraz ślinka mi cieknie.  Tarta była oczywiście na kruchym cieście, na którym rozłożono warstwę orzeszków pistacjowych, a na górze pyszniły się cudowne morele.  Niebo w gębie.  Niestety nie zrobiłam zdjęcia.



Za tymi drzwiami mieści się tylko kuchnia.  Wszystkie stoliki są na zewnątrz. 


Tak chłodzi się tu wino :-)


A to właśnie przywiezione z targu świeżutkie warzywa, z których przyrządzane będą potrawy obiadowe.  Kupiła je siostra właściciela, która zarządza posiadłością.  Pani okazała się przemiłą, bezpretensjonalną i elegancką Irlandką.

Po niecałej godzince spędzonej w La Terrasse zebrała się nasza grupka i rozpoczęliśmy zwiedzanie.
Wytwórnia, bo trudno nazwać ją piwnicą, mieści się w dość niezwykłym metalowym budynku, którego konstrukcja odbija promienie słoneczne i chroni przed przegrzaniem.  Jej autorem jest słynny francuski architekt, Jean Nouvel.



Podobnie jak sama budowla, wnętrze również jest bardzo nowoczesne .


Niektóre gatunki win wymagają leżakowania w beczkach dębowych.  Dlatego nowoczesność sąsiaduje z tradycją.




Włazy do kadzi - tędy napełnia się je owocami


Pusta kadź


Kadź wypełniona owocami ze zbiorów 2014


W Chateau La Coste wytwarza się wina czerwone, białe i różowe, także koszerne, które są eksportowane do wszystkich zakątków świata.  Bardzo się tutaj dba o jakość gleby, owoców i produktu końcowego.  Jak zwykle w takich miejscach ukoronowaniem wycieczki była degustacja wina.


Do wina podano znakomite sery z konfiturą figową, tosty i owoce.  Wszystko było bardzo smaczne.
Postanowiłyśmy, że wrócimy tam po zwiedzeniu winnicy, żeby kupić butelkę zacnego Chateau La Coste do kolacji.  Czekając na kolejnego przewodnika, podziwiałyśmy okolicę.









Saturday, February 21, 2015

Jeszcze nie nadszedł czas rozstania z Prowansją ...

Październikowy pobyt w Prowansji był tak intensywny, że nie mogę jeszcze rozstać się z tym jakże pięknym regionem Francji.  Nie potrafię nie podzielić się wrażeniami i zdjęciami z kilku miejsc, które ogromnie mi się podobały.  Jednym z nich jest Forcalquier, o którym pisałam w związku z odbywającym się tam w poniedziałki wielkim targiem.  Oprócz tej barwnej imprezy ciekawe jest również samo miasteczko, położone wysoko w górach, z pięknym widokiem na okolicę.



Reklama typowego prowansalskiego napitku anyżowego - pastisu


Ach te widoki ...






Uroczy zakątek



Podczas wędrówki po miasteczku zdążyłyśmy solidnie zgłodnieć.  W związku z tym uraczyłyśmy się pyszną tartą z porem i papryką oferowaną przez młodą producentkę z obwoźnego stoiska.  Znakomita kawa wypita w jednej z licznych kawiarenek pozwoliła nam odzyskać siły i wyruszyć w dalszą drogę.

Kolejnym miejscem, które mnie zachwyciło, było Lurs.  O Lurs dowiedziałyśmy się będąc na Migdałowym Święcie w Oraison.  Wizytę w miasteczku oraz w klasztorze w Ganagobie zarekomendował miły starszy pan, który tak jak my wyjadał migdały  podrzucane co parę minut przez mężczyzn obsługujących ogromnego "dziadka do orzechów". 
Droga z Oraison do Lurs biegła wzdłuż gajów oliwnych i doliny rzeki Durance i była tak malownicza, że postanowiłyśmy się na chwilę zatrzymać, powdychać czyste powietrze i nasycić oczy cudownymi widokami.  Droga była strasznie wąska i miałyśmy nadzieję, że nie będzie jechał żaden samochód, ponieważ nie dałby rady ominąć naszego auta.  Na szczęście nikt nie nadjechał. Mogłyśmy spokojnie rozkoszować się panującą wokół ciszą i pięknym krajobrazem.




Po przyjeździe do Lurs okazało się, że starszy pan miał rację polecając to mini miasteczko. Lurs jest tak ładne, że przyciąga ludzi ze świata, którzy wykupują stare domy i je restaurują, Jedną z takich nowych mieszkanek okazała się właścicielka galerii sztuki z Manhattanu.  My mogłyśmy tylko patrzeć i podziwiać.  W Lurs znajduje się kafejka z ogródkiem, położonym na wspaniałym tarasie widokowym.  Roztaczająca się stamtąd panorama sprawia, że kawa staje się jeszcze smaczniejsza niż zwykle.







Dolina rzeki Durance





W odległości 11 kilometrów od Lurs, w Ganagobie, w maleńkim klasztorze żyje około 30 mnichów, którzy zajmują się uprawą lawendy, oliwek i warzyw oraz pszczelarstwem.  Robią też wspaniałe bukiety, którymi ozdabiają wnętrze małego kościółka.

Ule na polu lawendy




Wejście do kościoła




Widok na dolinę rzeki Durance z terenu przyklasztornego


W październiku wszystkie te miejsca emanują ciszą i spokojem, co dla mnie stanowi wielki atut.  Nie najlepiej znoszę ścisk, zgiełk i upał, jeśli dotykają mnie na co dzień.  Wczesna jesień i wiosna to czas, kiedy naprawdę można rozkoszować się widokiem i atmosferą miejsca bez pośpiechu i stresu.

Ostatnią miejscowością, o której chcę dzisiaj wspomnieć jest Saint-Remy de Provence. Tutaj urodził się słynny Nostradamus, lekarz i astrolog; przebywał Charles Gounod, przygotowując się do napisania opery "Mireille", opartej na poemacie Frederica Mistrala, najbardziej znanego poety prowansalskiego.  Vincent van Gogh spędził tu ostatni rok przed śmiercią w szpitalu dla psychicznie chorych, gdzie znalazł się na własną prośbę.  W ciągu tego roku namalował 150 obrazów.  Był zachwycony wyjątkowym światłem i niezwykłym krajobrazem.
W Saint-Remy można przejść się tak zwanym szlakiem "Van Gogha", przy którym zaznaczono miejsca, w których mistrz malował.  Niestety niewiele z nich wygląda tak samo jak ponad 120 lat temu i wysoki mur nie pozwala zbyt wiele zobaczyć.
Poza tym Saint-Remy to typowe, urocze prowansalskie miasteczko z wąskimi uliczkami, czarującymi butikami i licznymi knajpkami.  Można tam spokojnie spędzić kilka godzin włócząc się po ciekawych zakątkach.  W ciągu roku w mieście odbywa się wiele interesujących imprez.  1 maja jest to pchli targ oraz targ koni i osłów a w Zielone Świątki przez miasto maszerują owce wyprowadzane na górskie pastwiska. To musi być cudowne widowisko :-) Od maja do października pod gołym niebem odbywają się targi sztuki współczesnej. Lipiec, sierpień i dwa pierwsze tygodnie września to czas, kiedy w każdy wtorkowy wieczór można podziwiać piękne wyroby rzemieślnicze.  I tak każdy znajdzie tu coś ciekawego dla siebie.



Roślina, której nazwy nie udało mi się ustalić.  Bardzo spodobała mi się kolorystyka owoców.  Może któryś z moich czytelników wie co to jest?


Kapelusze na drzewie to reklama małej knajki :-)


Te cuda mogłam sfotografować tylko przez szybę z powodu pory lunchu.  To nie są bynajmniej słodkości lecz kozie serki :-)  Ładne, prawda?


Bistrot de Marie (niestety jeszcze zamnięte)



Uroczy butik prowansalski


Lawendowe poduszeczki


I tu się kończy przedostatni odcinek serialu o Prowansji.  Za kilka dni odcinek finałowy, opisujący miejsce niezwykłe i piękne, łączące w sobie urodę natury i piękno będące dziełem człowieka.  

Miłej lektury!