Tuesday, April 28, 2015

DORDOGNE - MOJE MIEJSCE NA ZIEMI / DORDOGNE - MY PLACE ON EARTH

CHAPTER 2
Les Jardins de Marqueyssac

Why do I like Dordogne so much? Because it is so green, picturesque, diversified ....  I love its architecture and landscape, I enjoy "marches nocturnes", great traditions, fields of sunflowers, wonderful gardens, beautiful caves and prehistorical sites, magnificent castles and vineyards, and very good wine ... :)  I also met really nice people there and I would like to see them again.
One of the most interesting and beautiful places I visited were the Gardens of Marqueyssac in Vezac. The gardens originally created in the 17 th century were restored by a new owner in 1996 and now are a great attraction of Vezac. In spite of its own beauty there are also amazing views from the gardens to the Dordogne river and nearby villages.


ROZDZIAŁ 2
Ogrody Marqueyssac

Dlaczego tak bardzo lubię Dordogne?  Za soczystą zieleń, wspaniałe krajobrazy, cudowną architekturę, ukwiecone i przeurocze wioski i miasteczka, piękne tradycje, nocne "marches", na których można tanio i smacznie zjeść kolację, niezwykłe jaskinie i prehistoryczne miejsca, piękne i ciekawe zamki i ogrody, winnice i oczywiście znakomite wino :)  Poznałam tam również przemiłych ludzi, których chętnie zobaczę ponownie.
Jednym z miejsc, które często wspominam są Ogrody Marqueyssac w Vezac.  Zamek i ogrody powstały w XVII wieku, ale w drugiej połowie XX wieku mocno podupadły i dopiero nowy właściciel przywrócił im dawną świetność w 1996 roku. Od tej pory są wielką atrakcją Vezac i całego regionu.  Oprócz tego, że same ogrody są niezwykłe i piękne, to roztacza się z nich rewelacyjny widok na rzekę Dordogne i okoliczne wioski.



Nie udało mi się niestety zobaczyć ogrodów Marqueyssac w czwartkowy letni wieczór, kiedy wszystkie ścieżki są oświetlone lampkami i nie mogę się podzielić żadnymi zdjęciami, ale strona ogrodów bardzo ładnie przedstawia tę animację. Chętnym proponuję zajrzeć na www.marqueyssac.com. 

Teren ogrodów jest bardzo zróżnicowany i zaskakuje drobnymi niespodziankami, co oczywiście zwiększa jego atrakcyjność. Idąc jedną ze ścieżek można wypatrzyć kamienne głowy wystające z ziemi a dzieci chętnie się pobawią w domku na drzewie.  












Z tarasu widokowego ogrodów z zachwytem podziwiałam panoramę Dordogne z rzeką i fantastyczną, położoną na skale miejscowością La Roque Gageac w rolach głównych.




W natępnym odcinku będzie jeszcze więcej wrażeń i fotek i nie będzie to z pewnością ostatni rozdział .....

Thursday, April 23, 2015

DORDOGNE - MOJE MIEJSCE NA ZIEMI / DORDOGNE - MY PLACE ON EARTH

Chapter 1

This post and several others will be about my favorite region in France, called Dordogne. I have been there twice and I want to go back badly. I love the green countryside, the architecture, the traditions, including local holidays and "marche nocturne". The only thing I am not so fond of is ... fois gras and duck meat, typical food in that area. I am sure I am an exception, and most people like it a lot.  Dordogne is situated in the Aquitaine Department in the southwest of the country
As we drove to Dordogne, we had two stops on the way, one somewhere in Germany and the second one in Belgium. We made a small detour to see Bruges, a really charming city where we spent one night. 
On the third day of our journey we reached our destination, a lovely holiday "gite" Les Crouqets.


Rozdział 1

Kiedy kilka lat temu byliśmy na Korsyce, przemiła właścicielka wynajmowanego przez nas domku powiedziała, że koniecznie musimy pojechać do Dordogne, najpiękniejszego według niej regionu Francji.  Nic nie wiedziałam o tym miejscu, ale dobrze zapamiętałam nazwę i kiedy nadszedł czas planowania kolejnego urlopu zaczęłam przeszukiwać internet.  To co zobaczyłam i przeczytałam oraz zachwyty Marie przekonały mnie, że to będzie właściwy kierunek wakacyjny. Dordogne znajduje się na terenie Akwitanii, na południowym zachodzie Francji.  Zapadła decyzja, że jedziemy samochodem przez Niemcy i ... Belgię, żeby po drodze odwiedzić jeszcze Brugię, prześliczne miasto belgijskie.  Ja byłam tam już wcześniej i zawsze opowiadałam o tej krótkiej wizycie z zachwytem. Jeden z dwóch noclegów spędziliśmy właśnie tam.  Wieczorem po przyjeździe wybraliśmy się na słynne belgijskie mule, a potem na spacer pięknymi uliczkami.

Brugia / Bruges





Następnego dnia po śniadaniu wyruszyliśmy w kierunku naszego miejsca docelowego, czyli, posiadłości Les Crouqets, gdzie wynajęliśmy nieduży, kamienny dom na pierwszy tydzień pobytu w Dordogne. Droga przebiegła niezwykle szybko i po południu byliśmy na miejscu. Les Crouqets okazało się jeszcze piękniejsze niż w internecie, a gospodarze bardzo mili.

"Nasz" domek / "Our" cottage


Les Crouqets


Następnego dnia pojechaliśmy do pięknego średniowiecznego miasta, Sarlat-le-Caneda, gdzie mogliśmy zrobić niezbędne zakupy i poczuć charakter i atmosferę miejsca.  Niestety straciłam większość zdjęć z Sarlat, więc nie mogę pokazać jego urody.  Mieliśmy szczęście znależć się na miejscu 21 czerwca, kiedy to w całej Francji obchodzi się Fete de la Musique, czyli święto muzyki. Najróżniejsza muzyka jest grana wszędzie: w barach, restauracjach, na ulicach, salach koncertowych.  W jednym zakątku słychać jazz, gdzie indziej muzykę etniczną albo klasyczną. Do nocy wędrowaliśmy po urokliwych zaułkach i słuchaliśmy radosnych, sentymentalnych i poważnych dźwięków instrumentów i głosów śpiewających w różnych językach.

Sarlat


Les Jardins d'Eryignac

W Dordogne jest dużo przepięknych ogrodów. Niedaleko Les Crouqets znajdują się fantastyczne, prywatne Ogrody d'Eryignac, należące do posiadłości o tej samej nazwie. Właściciele nadal korzystają z pięknego domu, ale ogrody są udostępnione do zwiedzania. To pozwala na ich utrzymanie a zwiedzającym daje mnóstwo radości.   Oceńcie sami :)








W następnym odcinku kolejne fantastyczne ogrody - Les Jardins de Marqueyssac ! Postaram się tym razem, żeby nie było takiej długiej przerwy .....





Monday, March 30, 2015

LIGURIA - WŁOSKA SĄSIADKA PROWANSJI / THE ITALIAN NEIGHBOR OF PROVENCE

Liguria

I took quite a long break after my last post, but I am back again.  This time I would like to share with you my photos and impressions from Liguria, the most western region in Italy that directly borders with Provence. I didn't spend a lot of time there, maybe 10 days altogether during 2 visits, but my memories of the place are very colorful and pleasant. The region is mountainous and has a beautiful riviera. There are many charming villages in the mountains and on the sea, and a lot of olive groves.  Liguria is famous for very good olive oil, tasty olives and different olive products.


A Village on the Hill


Liguria 2009

Po dłuższej przerwie wreszcie wracam do pisania.  Tym razem chcę się podzielić wspomnieniami, zdjęciami i wrażeniami z moich 2 wizyt w Ligurii, regionu Włoch bezpośrednio graniczącego z ... Prowansją.  Zanadto się więc nie oddalam od miejsca, któremu poświęciłam 21 wpisów.  
Podczas pierwszej, krótszej, rodzinnej wizyty w Ligurii, wynajęliśmy małe mieszkanie w miejscowości, której nazwy nie pamiętam, ale pamiętam bardzo miłych właścicieli, którzy obdarowali nas koszem świeżych fig, i od których kupiliśmy wspaniałe przetwory, spałaszowane przez nas z apetytem w następnych dwóch dniach.  Zatrzymaliśmy się tam w drodze z Dordogne na lotnisko we Włoszech, z którego ja musiałam lecieć z powrotem (koniec urlopu), a mój syn ze swoim tatą mieli jeszcze jechać do Umbrii.  Choć pobyt  w Ligurii był krótki, udało nam się zaskakująco dużo zobaczyć. Miejsca, które najbardziej utkwiły mi w pamięci to te, które polecała, i o których opowiadała mi Ania, będąca tam na dwutygodniowym urlopie  rok wcześniej.  Borgomaro, Imperia, Valloria i Dolceaqua. Każde inne i każde piękne.


Borgomaro







Liguria nie jest taka wychuchana i dopieszczona jak Prowansja. Jest bardziej obdrapana, miejscami zaniedbana, ale mimo to ma mnóstwo uroku i to zupełnie innego niż zachodnia sąsiadka.  Jest tam trochę chaosu, "artystycznego" nieładu i miejscami niestety śmieci, ale piękny krajobraz, mili mieszkańcy, ciekawa architektura i pyszne jedzenie przyciągają jak magnes.  Na każdym kroku można spotkać młyny oliwne i firmy produkujące wspaniałe oliwki i inne przetwory z warzyw i tuńczyka.

Dolceaqua








Jeden z dwóch dni zakończyliśmy w prześlicznej, średniowiecznej miejscowości Dolceaqua, pełnej wąskich uliczek, schodków, przejść podziemnych, położonej w dolinie Nervii. Dolceaqua składa się z dwóch części, starej o nazwie Terra i nowszej, dziewiętnastowiecznej, nazywanej Borgo. Są one połączone pięknym, średniowiecznym mostem kamiennym.



Drugiego dnia odwiedziliśmy Imperię, stolicę prowincji oraz Vallorię, absolutnie niezwykłą górską wioskę, w której zrobiłam niesamowitą ilość zdjęć w przeliczeniu na kilometr kwadratowy.
Imperia jest sporym miastem nadmorskim, kolorowym i pełnym słońca.  Wzdłuż nabrzeża stoją tam zacumowane bardzo drogie jachty, a na lądzie niezliczone knajpki i kafejki czekają na klientów. Kawa jest pyszna i tania.


Imperia





Valloria

Valloria jest położona w górach, 15 kilometrów od Imperii.  Jest to bardzo stara wioska, w której zostało już chyba niewielu mieszkańców, za to ponad 100 drzwi do domów, magazynów, schowków jest pięknie pomalowanych przez artystów, którzy przyjeżdżają tam co roku w sierpniu i podczas "A VALLORIA FAI BALDORIA", lokalnego święta, malują kolejne stare drzwi.  Kibicują im mieszkańcy i turyści.  Świętu towarzyszy oczywiście dobre jedzenie.
Malowidła i instalacje są każdego roku odnawiane, aby zawsze cieszyć oko oglądających.


























Zachód słońca nad Vallorią


Liguria 2013

Ta krótka wizyta w Ligurii pozostawiła we mnie pewien niedosyt i 4 lata później wróciłam tam na tydzień z synem i Martą, moją chrześnicą.  Podróż do Włoch była trochę skomplikowana, ponieważ  bezpośrednio przed urlopem byłam służbowo w Bawarii. W związku z tym Marta i Mariusz dolecieli do mnie do Monachium, gdzie wynajęłam samochód, którym dotarliśmy na miejsce.  Wcześniej odkryłam, że niedokładnie sprawdziłam odległość i okazało się, że musze w dość krótkim czasie pokonać 700 kilometrów, zamiast 400 jak mi się wydawało ....  Do punktu docelowego dojechaliśmy przed północą. Dwa lub trzy miesiące przed podróżą znalazłam przez internet domek w górach, na wysokości Finale Ligure. Finale Ligure składa się z 3 części: nadmorskiej Finalmariny, centralnej Finalpii i cudownego, średniowiecznego, otoczonego murami Finalborgo. Finalborgo mnie całkowicie zauroczyło i codziennie zjeżdżałam tam na kawę (około 5 kilometrów w jedną stronę).  Każdego dnia siadałam w tej samej knajpce i zamawiałam kawę i świeżo wyciskany sok z pomarańczy. To wszystko kosztowało 3 i pół euro.  W Polsce za tę kwotę kupiłabym tylko kawę (!) Trzeciego dnia już nic nie musiałam mówić, ponieważ kiedy tylko wchodziłam do kafejki uśmiechnięta pani wyciągała pomarańcze, a miły pan robił dla mnie caffe lungo. Siadałam zawsze na zewnątrz i patrzyłam na przepiękną bramę miejską i góry.  Czasem towarzyszyła mi Marta.  Synek wolał dłużej pospać. Po kawie szłam do piekarni po świeże pieczywo na śniadanie.

Mój codzienny widok przy porannej kawie ...
My view when having the morning coffee ...


Wieczorny widok na Finalborgo
An evening view of Finalborgo


Jeden z wieczorów w Finalborgo okazał się wyjątkowy.  Mieliśmy szczęście trafić na święto, podczas którego w kilku zakątkach miasteczka odbywały się na świeżym powietrzu różne koncerty i pokazy. Było po prostu pięknie.


Finale Ligure


W Finale Ligure Mariusz z Martą poszli się wykąpać w morzu, a potem było bieganie po sklepikach poszukiwanie drobnych upominków dla przyjaciół i rodziny.  Wcześniej kupiliśmy znakomite liguryjskie smakołyki w firmowym sklepie producenta Fratelli Carli w Imperii. Tam też zwiedziliśmy ich prywatne muzeum oliwy, posiadające piękną kolekcję starych przedmiotów związanych z uprawą oliwek i ich przetwórstwem.  Oliwki i różne pasty, które kupiliśmy były przepyszne.

Przewodnik nam podpowiedział, że warto jest się wybrać do Albengi.  Okazało się, że jest to bardzo ładne miasto, położone między morzem i górami, w którym króluje katedra św. Michała Archanioła.  Wąskie, kolorowe uliczki mają dużo uroku. Spacer i lunch zajęły nam kilka godzin, a po powrocie do domu dzieci korzystały z basenu i słońca, a ja w spokoju czytałam książkę.

Albenga - katedra św. Michała Archanioła
Albenga - St Michael Archangel Cathedral







W związku z tym, że Marta nigdy nie była we Francji, a ja miałam bardzo miłe wspomnienia z Menton, postanowiłam zabrać tam dzieciaki na jeden dzień. Jak widzicie Prowansja zawsze jest w pobliżu :)
Menton oczywiście jest tak piękne jak je zapamiętałam z pierwszego pobytu w Prowansji.
Najstarsza część miasta jest w różnych kolorach ochry. Uliczki pną się w górę, a widoki zapierają dech w piersiach.  Mili mieszkańcy zagadują z okien i życzą miłego dnia.
Dzieci od zwiedzania wolały plażę i morze, także sama wędrowałam po tej pięknej, zadbanej i niezwykle czystej starówce. 

Menton, Francja (France)



Widok z Menton na Riwierę Liguryjską
The view from Menton towards Liguria


Starówka Menton
Menton Old Town










I tak czas tego krótkiego, tygodniowego urlopu dobiegł końca.  Ostatniego wieczoru dołączył do nas tata Mariusza, który jechał razem z nim do Prowansji na prawie dwa miesiące. Szczęściarz :)  Ale zanim rozstaliśmy się w sobotę rano, piątkowy wieczór spędziliśmy w fantastycznej restauracji, poleconej przez właścicieli naszego domku. Było to miejsce, w którym każdego wieczoru serwowano wszystkim jeden zestaw pysznych dań. Menu w piątek obejmowało wyłącznie owoce morza (poza deserem) i w jego skład wchodziły różne ryby, rybki, mule, krewetki i inne smakołyki. Do jedzenia podawano bardzo dobre domowe wino, a dla naszego małolata były napoje bezalkoholowe.  Kolacja była obfita i niezwykle smaczna. Prawdziwie domowe liguryjskie jedzonko.  Cena całego zestawu z winem wynosiła 30 euro od osoby.  Dodatkowo z restauracji roztaczał się fantastyczny widok na góry.
W sobotę rano panowie wyruszyli na zachód, a my z Martą na północny wschód do Monachium. Ledwo zdążyłyśmy na samolot ....  (pamiętacie 700 kilometrów zamiast wyimaginowanych 400 ?)  Na szczęście udało się :)